POEZJA PACJENTÓW

 

(Bez tytułu)

Jednego dnia słońce chowa się za kotarą,
by westchnąć: - Jestem już zbyt stare.
Chcę odpocząć - wzdycha – i zasypia.
Myśli, myśli, jak kwiat, który już nie rozkwita.
Innym razem Bóg otwiera mu szerzej oczy,
przemywa poranną rosą ze snu, który go otoczył.
A słońce wychodzi z mgły zamyślenia,
zbudzone, szczęśliwe, zdolne do zrozumienia
nie tylko szczęścia własnego i udręczeń własnych,
ale myśli najbardziej dramatycznych i ciasnych,
utkanych z samych łez, goryczy i niedoli.
Takie słonce nie boli.   

 

(Bez tytułu)

Przez szeroki świat szedł pachnący kwiat.
Uśmiechał się przez łzy, słone płatki gubił.
Potykając się wciąż zahaczał o ludzi,
którzy nad nim się pochylali,
i chwalili i wąchali.
A on sam jakby na strunach ulotnych grał,
lecz raz płakał, raz się śmiał.

 

Słońce

Słońce pastelowe, uśmiechnięte dla mnie, dla Ciebie,
dla każdego kto we wspomnieniach umie czytać...
Może przygaśnie na chwilę, chowając się w bezpieczne zacisze.
Na razie nie wiem, choć nieśmiało chcę zapytać,
na jak długo zapachną te ogromne, smutne oczy
Blaskiem niezapominajek, które cień otoczył?
Pragnę pozbierać radość w bukiet skromny,
by podarować go wszystkim, których kocham,
bo inaczej na razie nie potrafię.
Myśli są za trudne, droga za długa, w mroku.
A na końcu tej drogi światełko ciągle się pali.
Myślę, że to Bóg tak chce, bo człowiek jest zbyt mały,
by zrozumieć siebie samego, wiec od życia się oddalił.

 

Zegar

Zegar wciąż bije, wolno czas odmierza.
Może mówi cichutko, pytając: - Czy ci czegoś nie żal?
Nie żal wiosny życia, gdy szczęściem rozkwitałaś?
Gdy tak często u stóp Matki radość zostawiałaś,
a Ojca witałaś uśmiechem głośnym, jak śpiew ptaków wiosną
Czy tylko masz wspomnień na nutę radosną,
gdzie Bóg na klawiaturze,
układa pachnące róże?

 

(Bez tytułu)

Słoneczko z radością marzy: - W czym mi dziś do twarzy?
Z uśmiechniętą buzią chce być najpierw różą,
potem słowikiem, ze srebrzystym głosem,
który wzbija się pod niebo wysoko,
by podumać samotnie nad swym losem...

A tych marzeń czasem jest tak wiele,
że dąży do nich coraz śmielej i śmielej...
A potem już nie wie, kim jest, zmęczone.
W końcu zasypia samym sobą zadziwione.

 

(Bez tytułu)

Każe nam samotność spijać rosę z kwiatów
Łzy pełne bólu, które nam w sercu urosły.
Jesteśmy tak bezradni, choć czas mija,
by coraz szerzej otwierać serce wiosny.

Dzielimy się chlebem na co dzień, wielką nadzieją,
i choć nasze oczy coraz częściej się śmieją,
bo jakże tu przejść obojętnie wobec piękna żywych kolorów,
Serce jednakowo potrafi nas zaboleć.
Instrument na wzór i podobieństwo Boga wykonany,
doskonalący się i wciąż za mało znany,
lecz dający poznać nadzieję na nowo,
i już nie jest nam tak źle, jest słonecznie, niewinnie, różowo.